Kamień szlachetny w złej oprawie

Alexis Sanchez podczas ostatniej przerwy reprezentacyjnej udzielił ciekawego wywiadu. – Jestem wspaniałym zawodnikiem – stwierdził. – Potrafię w pojedynkę wygrywać drużynie mecze. Ostatnio nie strzelam zbyt wielu goli, ale ciągle pozostaję jednym z najlepszych na świecie. Te wypowiedzi są o tyle dziwne, że Chilijczyk dotychczas słynął raczej z cichości i skromności, a nie z takiej spektakularnej pewności siebie. W szatni rzadko się odzywa, mało żartuje, bliżej zaprzyjaźnił się chyba tylko z Messim. Koledzy śmieją się z jego mocnego akcentu i specyficznego chilijskiego slangu. Właściwie praktycznie wszyscy się z niego śmieją.

Blond aniołek


Transfer do Realu Madryt jest papierkiem lakmusowym piłkarskich umiejętności. Niewielu dane jest trafić do stolicy Hiszpanii, a jeszcze mniej jest w stanie się tam utrzymać. Jeśli komuś to się udaje, znaczy to, że ten ktoś jest piłkarzem wybitnym. Madryt nie toleruje przeciętności, grania na pół gwizdka i niedawania z siebie wszystkiego. Madryt do niedawna nie tolerował też Luki Modricia, ale już toleruje, bo Chorwat w ostatnim czasie chyba zrozumiał, czego się od niego oczekuje. Być może pomogły mu liczne tytuły najgorszego transferu tego sezonu, przyznawane przez przeróżne mniej lub bardziej szacowne gremia.

El Cabron Costa, czyli sztuka brutalności

Jest jak bestia, jak potwór czający się w mroku, jak doskonały drapieżca. Inteligentny, przebiegły, bezwzględny. Działa z rozmysłem, panuje nad emocjami. Każde działanie jest przemyślane, każdy krok zaplanowany, każdy cios ma sens. Diego Costa nie jest bezmyślnym brutalem kipiącym agresją i niepotrafiącym nad sobą zapanować. Brazylijczyk to ktoś, kto boiskową agresję wyniósł do miana sztuki.

Kilka słów wstępu

Tytuł bloga wziął się ze sławnego już stwierdzenia Pepa Guardioli, który podczas konferencji prasowej poprzedzającej jeden z licznych meczów z Realem Madryt stwierdził, że on nigdy nie będzie w stanie równać się z Jose Mourinho w materii kontrowersyjnych wypowiedzi. Według trenera Barcelony w kontaktach z mediami Portugalczyk jest pieprzonym szefem i pieprzoną miłością. Katalończyk zagrał ciekawie – w kontrowersyjnych słowach skrytykował kontrowersyjne słowa – więc z całą pewnością zasłużył na nazwanie bloga poniekąd na jego cześć.