El Cabron Costa, czyli sztuka brutalności

Jest jak bestia, jak potwór czający się w mroku, jak doskonały drapieżca. Inteligentny, przebiegły, bezwzględny. Działa z rozmysłem, panuje nad emocjami. Każde działanie jest przemyślane, każdy krok zaplanowany, każdy cios ma sens. Diego Costa nie jest bezmyślnym brutalem kipiącym agresją i niepotrafiącym nad sobą zapanować. Brazylijczyk to ktoś, kto boiskową agresję wyniósł do miana sztuki.

 Hiszpanie nazywają go „El Cabron” – „Sukinsyn”. W tym pseudonimie pobrzmiewa i nienawiść, i podziw, bo właśnie takie emocje wzbudza w człowieku Diego Costa. Po obejrzeniu jednego meczu z jego udziałem ma się ochotę go zabić, a jednocześnie trudno nie podziwiać jego umiejętności. Brazylijczyka ktoś nazwał kiedyś psychologiem futbolu. To bardzo trafne określenie, bo Latynos jak nikt inny potrafi rozpracowywać swoich rywali, jak nikt inny ich rozumie i jak nikt inny tę wiedzę wykorzystuje. Atakuje zawsze najsłabszego. Tego, którego najłatwiej wyprowadzić z równowagi, tego, który da się złamać, tego, który nie może pozwolić sobie na chociażby najmniejszą chwilę słabości. Atakuje wtedy, gdy wie, że ujdzie mu to na sucho. W tłoku, za plecami sędziego. Prawie nigdy nie uderza mocno. Raczej poszturchuje, obraża, szepce do ucha obelgi, opluwa, depcze nogi, wbija łokieć w żebra. W ligowym meczu z Realem Madryt na cel wziął sobie Sergio Ramosa i Pepe – dwóch zawodników, którzy znani są ze swojego temperamentu. W półfinale Pucharu Króla w pojedynkę wyrzucił z boiska Gary'ego Medela i Geoffreya Kondogbię. Pierwszego, słynnego na cały świat ze swego wybuchowego charakteru, doprowadził do takiej wściekłości, że do szatni odprowadzali go na zmianę trzej koledzy. Drugiego, młodego i niedoświadczonego, złamał sztuczką najprostszą w świecie – rasistowskimi komentarzami. Francuz pisał później na Twitterze, że następnym razem takie zachowanie Diego Coście nie ujdzie na sucho, następnym razem zostanie ukarany dotkliwiej. Ale to przecież nieważne, bo Brazylijczyk osiągnął swój cel. Tak samo było w niedawnym starciu z Realem Sociedad, kiedy to napastnik Atletico tak umiejętnie sfaulował Imanola Agirretxe, że dostał tylko żółtą kartkę, mimo że brutalne zagranie kwalifikowało się na kartonik w kolorze czerwonym połączony z kilkumeczową dyskwalifikacją.

Diego Costa w tym sezonie przesadził tylko raz. W meczu z Viktorą Pilzno zaatakował jak szaleniec, zupełnie nie zważając na interes drużyny. Po spotkaniu kapitanowie „Los Colchoneros” odbyli z Brazylijczykiem rozmowę. Powiedzieli mu, że na boisku może robić co mu się tylko podoba, ale pod jednym warunkiem – nie może dać się wyrzucić. Taka właśnie filozofia to coś, na czym zależy trenerowi Simeone. Brutalność i bezwzględność – tak. Przesada – nie. Diego Costa jest po prostu idealnym człowiekiem do takiego grania. Silny, dobrze wyszkolony technicznie, inteligentny i w dodatku mający w sobie coś z szaleńca, wariata nawet.

Diego Costa pierwszy profesjonalny trening odbył w wieku 16 lat. Był to jednocześnie jego pierwszy kontakt z trawiastym boiskiem. Wcześniej grał tylko na betonowych. W kluczowym dla rozwoju młodego zawodnika czasie nie wpojono mu żadnych zasad fair play. Brazylijczyk wspomina, jak wielkim szokiem były dla niego pierwsze dni pracy w akademii piłkarskiej. – Zupełnie nie umiałem nad sobą panować, nie miałem żadnego szacunku dla rywali. Teraz już wiem, że właśnie tego nauczyłbym się, gdybym wcześniej zaczął futbolową edukację – stwierdził niedawno. Kariera Brazylijczyka była naprawdę ekspresowa. Dwa i pół roku po pierwszym profesjonalnym treningu Latynos był już piłkarzem madryckiego Atletico. Na pytanie, jakim typem zawodnika jest, napastnik odpowiada bardzo szczerze. – Dokuczliwym. Kiedy sprawy nie układają się po mojej myśli, staram się przynajmniej komuś dokuczyć, dowalić. No i dużo biegam. Nauczyłem się, że gdy ma się gorszy dzień, to można zamaskować to bieganiem. 
Brazylijczyk się zmienia, widać to wyraźnie. Jeszcze parę lat temu potrafił wpadać w szał przez byle drobnostkę. Teraz działa na chłodno. W poprzednim sezonie żółte kartki oglądał częściej niż w co drugim meczu (i to grając w nienastawionym na walkę Rayo). Teraz dostaje rzadziej niż w co trzecim.

Z Diego Costą wiążę się parę problemów. Największym z nich jest problem dwubiegunowości zachowań Brazylijczyka. Bo o ile na boisku to drań jakich mało, to poza nim właściwie nie da się mu niczego zarzucić. Ot, miły, spokojny chłopak, zawsze skory do żartów, dusza towarzystwa i dobry duch szatni. I tak tu go oceniać?

Drugim problemem z Latynosem są jego umiejętności czysto piłkarskie. Gdyby był przeciętny, nikt by się nim nie interesował, nikt nie traciłby czasu na rozprawianie na jego temat. Ale on nie jest przeciętny. To zawodnik wybitny, najlepszy w tym sezonie w Atletico. To człowiek zdolny do wygrywania meczów, a przecież każdy kibic wie, że ta cecha to u futbolistów coś niezwykle rzadkiego. Diego Costa nie dysponuje precyzją strzału Radamela Falcao, wizją Ardy Turana albo płucami Cebolli Rodrigueza. Nie podaje jak Koke, nie wrzuca jak Gabi, ale ma coś innego. Jest uniwersalny. Robi wszystko bardzo dobrze. Nic genialnie, ale wszystko bardzo dobrze.

Problem z nim jest jeszcze taki, że każdy chciałby mieć go w swojej drużynie, ale nikt się do tego nie przyzna. Bo nie wypada.

4 Responses to El Cabron Costa, czyli sztuka brutalności

  1. Stazx says:

    Ha! Puto Jefe powraca! Hurra!!!

  2. Anonimowy says:

    Rewelacyjny artykuł. Tak trzymać.

  3. Czy mógłbym prosić autora o kontakt na maila jostrowski93@gmail.com? Chciałbym zapytać czy byłaby możliwość współpracy z blogiem Podbramkowo... Pozdrawiam ;).

  4. Mag says:

    http://m.sport.pl/pilka/1,117874,14699384,Diego_Costa__Kodeks_brutalnosci.html
    Ktoś sobie "zapożyczył" trochę treści z tego bloga...

Leave a Reply