Blond aniołek


Transfer do Realu Madryt jest papierkiem lakmusowym piłkarskich umiejętności. Niewielu dane jest trafić do stolicy Hiszpanii, a jeszcze mniej jest w stanie się tam utrzymać. Jeśli komuś to się udaje, znaczy to, że ten ktoś jest piłkarzem wybitnym. Madryt nie toleruje przeciętności, grania na pół gwizdka i niedawania z siebie wszystkiego. Madryt do niedawna nie tolerował też Luki Modricia, ale już toleruje, bo Chorwat w ostatnim czasie chyba zrozumiał, czego się od niego oczekuje. Być może pomogły mu liczne tytuły najgorszego transferu tego sezonu, przyznawane przez przeróżne mniej lub bardziej szacowne gremia.

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy Luka rozegrał więcej pełnych meczów niż od sierpnia do lutego. W ciągu paru tygodni potroił swój dorobek strzelecki. W końcu zaczął też robić to, co do niego należy. Trenerzy z Madrytu przez pewien czas uporczywie traktowali Modricia jako zmiennika Mesuta Oezila, co było koncepcją zupełnie bez sensu – Chorwatowi nie pasuje gra za napastnikiem, w tłoku, bez miejsca na podanie dłuższe niż metrowe. On potrzebował przestrzeni. Potrzebował gry na pozycji cofniętego rozgrywającego, tam, gdzie panem i władcą jest Xabi Alonso. Bask ostatnio miał pewne problemy kondycyjne, złapał parę małych kontuzji, musiał odsiedzieć karę za żółte kartki. Lukita miał szansę, żeby trochę pograć na pozycji defensywnego pomocnika. Efekty były co najmniej zadowalające.

Uwaga, teraz pytanie. Czego oczekuje się od pivota grającego w tak kochanym przez Hiszpanów ustawieniu 4-2-3-1? Jakie umiejętności są najważniejsze, jakie statystyki najistotniejsze? Pivot przede wszystkim musi być pod grą. Stempel na każdej akcji. Luka w trzech ostatnich meczach na pozycji defensywnego pomocnika dwa razy był najczęściej podającym zawodnikiem na boisku – dużo podań na wysokiej celności. Czego jeszcze potrzebuje kreatywniejszy z pary pivotów w drużynie pokroju Realu Madryt? Kluczowych podań, oczywiście że kluczowych podań! We wspomnianych trzech spotkaniach żaden zawodnik nie miał więcej kluczowych podań niż Luka. Jako defensywny pomocnik Chorwat posyła kolegom ponad trzy doskonałe piłki na mecz. Jako pomocnik ofensywny notuje statystyki gorsze o połowę. Jeśli ktoś chce być zmiennikiem Xabiego Alonso, musi umieć posyłać długie piłki. Modrić w tej statystyce praktycznie zawsze jest najlepszy w swojej drużynie (sporadycznie wyprzedza go ten huncwot Sergio Ramos). Poza tym Chorwat jest całkiem niezły w rzemiośle defensywnym. Nie tak dobry jak Khedira czy inny Pepe, ale naprawdę solidny. Również w tym wypadku widać pewne podobieństwo do Xabiego Alonso. Obaj panowie przewagę na boisku wypracowują raczej ustawianiem się niż wyszarpywaniem piłki rywalom. Luka, z racji tego, że matka natura obdarzyła go posturą anemicznego patyczaka, który dopiero niedawno uporał się z anoreksją, nie ma szans w starciach z graczami, których jego baskijski kolega bez problemu może złapać, unieść w górę, złamać w pół i obie części wbić w ziemię na dwóch końcach boiska. Na papierze to jedyna wada Lukity.

Poza papierem Luka do niedawna miał jedną gigantyczną słabość – psychikę. To typowy problem zawodników przychodzących do Realu Madryt i niemających w szatni żadnego oparcia. Chorwat znał część graczy, ale był obcy, potrzebował czasu. Diego Lopez po transferze w ciągu tygodnia stał się częścią paczki hiszpańsko-argentyńskiej. Modrić miał trudniej, był nieco z boku. Ale przecież to miły chłopak, widać to na pierwszy rzut oka. Nieco nieśmiały, pewnie skryty, ale na pewno sympatyczny. A sympatyczni ludzie prędzej czy później wpasowują się do każdej grupy. Większość zawodników Realu zna angielski, Luka w tym języku mówi całkiem swobodnie, więc bariera językowa praktycznie nie istnieje. Poza tym Chorwat intensywnie uczy się hiszpańskiego, co w Madrycie zawsze postrzegane jest jako dobry znak. W tym miejscu chciałbym pozdrowić Karima „zacząłem się uczyć po dwóch latach” Benzemę i Lassanę „wcale się nie uczyłem” Diarrę.

Chorwat nie przepracował z Realem Madryt okresu przygotowawczego, co według niego było najważniejszym powodem jego beznadziejnych początkowych miesięcy. Mourinho przywiązuje gigantyczną wagę do presezonu, niemal zawsze to właśnie tam tworzą się zręby wyjściowej jedenastki. Modrić był poza obiegiem i to było widać.

Podsumujmy: introwertyk mający problemy z adaptacją dołączył do niemal perfekcyjnej drużyny pod sam koniec okna transferowego po kilkumiesięcznej medialnej burzy i z miejsca zaczął grać na pozycji, która mu nie odpowiada.

Na szczęście ta śmieszno-straszna sytuacja ma pozytywne zakończenie. Kolejne dobre mecze zwieńczone trafieniem na Old Trafford zrzuciły z wątłych pleców Chorwata wielki ciężar. – Czuję się bardziej komfortowo, jestem szczęśliwy, że udało mi się zagrać taki mecz. To bardzo mi pomogło. Zawsze wierzyłem w siebie, ale ciągle miałem wrażenie, że nie idę w stronę, w którą powinienem iść – mówił po meczu z Anglikami, uśmiechając się promiennie.

Xabi Alonso nie jest młodzieniaszkiem, pogra pewnie jeszcze ze dwa lata na najwyższym poziomie. Luka, jeśli będzie dalej robił to, co robi teraz, za rok będzie pewnie mógł zgłaszać pretensje do miejsca w wyjściowym składzie. Wielu zawodników próbowało zastąpić Baska, ale Modrić jest jak na razie jedynym, który był w stanie zagrać taki mecz, że fani Realu nie żałowali, że Alonso nie ma na murawie. A to naprawdę dużo, biorąc pod uwagę stopień uzależnienie drużyny od Xabiego.

Miarą rozwoju Luki Modricia jest to, że teraz nikt nie mówi już nic na temat zakupu przez Real Madryt defensywnego pomocnika. Poszukiwany jest prawy obrońca, napastnik, może ofensywny pomocnik, ale nie pivot. Wygląda na to, że blond aniołek naprawdę idzie w dobrą stronę.

Leave a Reply