Kamień szlachetny w złej oprawie

Alexis Sanchez podczas ostatniej przerwy reprezentacyjnej udzielił ciekawego wywiadu. – Jestem wspaniałym zawodnikiem – stwierdził. – Potrafię w pojedynkę wygrywać drużynie mecze. Ostatnio nie strzelam zbyt wielu goli, ale ciągle pozostaję jednym z najlepszych na świecie. Te wypowiedzi są o tyle dziwne, że Chilijczyk dotychczas słynął raczej z cichości i skromności, a nie z takiej spektakularnej pewności siebie. W szatni rzadko się odzywa, mało żartuje, bliżej zaprzyjaźnił się chyba tylko z Messim. Koledzy śmieją się z jego mocnego akcentu i specyficznego chilijskiego slangu. Właściwie praktycznie wszyscy się z niego śmieją.
W ankiecie dotyczącej obsady formacji ataku Barcelony na mecz z PSG aż 90% kibiców stwierdziło, że nie chce widzieć Alexisa w wyjściowej jedenastce. Eksperci i komentatorzy od wielu miesięcy na atakującym wyżywają się tak, jakby był co najmniej dzieckiem Javiera Arizmendiego i Gaizki Toquero. Nikogo nie martwią pojawiające się bez przerwy informacje o rychłym odejściu Sancheza z Camp Nou. Nikt mu nie ufa, nikt w niego nie wierzy. Zacytowany wyżej fragment wywiadu jest szokujący głównie dlatego, że dobrze oddaje rzeczywistość. Alexisa nikt nie ceni, ale Alexis to wielki zawodnik, to jugadorazo, który wart jest ładnych kilkadziesiąt milionów euro.

Ale nie pasuje do Barcelony. Jest jak źle osadzony kamień szlachetny, jak niespotykanie piękny i przejrzysty diament włożony w miejsce, które sprawia, że nie da się podziwiać jego pełnego blasku. Duma Katalonii to drużyna, która brzydzi się przestrzenią, kocha krótkie piłki, metrowe podania, szybkie wymiany w tłoku. To ekipa, która bazuje na zrywach, na wyskakiwaniu zza pleców, na podwajaniu rywali, na podchodzeniu stoperów do linii pomocy, na skrzydłowych w środku pola. A Alexis lubi przestrzeń, to widać na pierwszy rzut oka. Lubi zrobić sobie miejsce, mijając przeciwników. Sanchez chce biegać, nie stać, a Barcelona to zbieranina wyznawców futbolu stacjonarnego, pasywnego, spokojnego. Alexis chce wybuchać, ale nie może, bo ktoś wymontował mu detonator.

W meczu z PSG Chilijczyk był jednym z najlepszych piłkarzy na boisku, ale nikt tego nie zauważył. Opinie krytyczne przewyższają pochlebne w stosunku dziesięć do jednego. W bramkowej akcji Messiego były zawodnik Udinese skupił na sobie uwagę trzech obrońców, a jednego z nich, bodaj Thiago Silvę, najzwyczajniej w świecie zablokował, uniemożliwiając mu przerwanie akcji Leo. Bez tego nie byłoby tego gola, bo gdyby Brazylijczyk dopadł Argentyńczyka, toby zmiótł go razem z piłką z powierzchni boiska. O tym, że również drugie trafienie dla Barcy nie byłoby możliwe bez Alexisa nie trzeba nikogo przekonywać, bo przecież to właśnie Sanchez wywalczył karnego, którego na gola minutę później zamienił Xavi Hernandez. Chilijczyk oddał najwięcej strzałów na bramkę Sirigu, wygrał najwięcej pojedynków główkowych i najczęściej był faulowany. Zmarnował dwie dogodne (jedną wręcz doskonałą) sytuacje do zdobycia bramki, ale to nikogo nie zdziwiło. Dochodzenie, a potem marnowanie dobrych okazji to znak firmowy Alexisa w Barcelonie. Tak samo jak niepotrzebne holowanie futbolówki, częste schodzenie pod samą linię boczną i próby łamania utrwalonych w ostatnich latach schematów taktycznych. To drastyczne czasami schodzenie na skrzydło wygląda na dość paniczną reakcję na fakt, że Chilijczykowi nikt nie pozwala rozgrywać piłki. Mało tego – Alexis nie może liczyć nawet na tak podstawową dla zawodnika jego klasy rzecz jak względna swoboda taktyczna. W Udinese atakujący zajmował tę samą pozycję, jaką teraz okupuje Leo Messi. Trenerzy Barcelony, mając do wyboru postawienie na Argentyńczyka albo Chilijczyka, nie mają powodów do najmniejszego choćby wahania. Najlepszy piłkarz świata robi, co chce, a Alexis musi zadowolić się poślednią rolą skrzydłowego.

Sposób grania Dumy Katalonii sprawia, że generalnie bardzo trudno jest się w nim odnaleźć zawodnikom niewyszkolonym w La Masii. Sanchez chce biegać, ale nie może, bo jak będzie biegł z piłką, to w szatni dostanie od trenera burę za niepodanie do Xaviego. Sanchez chce strzelać z dystansu, ale strzelanie z dystansu to w Blaugranie temat tabu. Alexis świetnie czułby się w grze z kontry. Ze swoją szybkością, siłą i panowaniem nad piłką spokojnie mógł mijać po kilku rywali w szaleńczym pędzie na bramkę. No, ale wiadomo… Kontry w Barcelonie to są tak rzadkie jak mecze bez gola Messiego.

Alexis Sanchez byłby królem, absolutną gwiazdą niemal każdej drużyny świata. Gdyby grał w Juventusie, w pojedynkę podwoiłby siłę rażenia ofensywy mistrzów Włoch. W Manchesterze United byłby postrachem obrońców całej ligi. W Madrycie mógłby spokojnie walczyć o miejsce w wyjściowej jedenastce. W Barcelonie o miejsce nie musi walczyć – u Vilanovy ma chyba nieograniczony kredyt zaufania. Możliwość grania od pierwszych minut nie sprawia jednak, że Chilijczyk prezentuje się coraz lepiej. Nadzieje kibiców, że Alexis w końcu zaskoczy, że zrozumie, co ma robić i że zacznie spłacać kredyt zaufania, są płonne. On musi odejść, bo teraz jest w złym miejscu. Zawodnik tej klasy nie może publicznie przekonywać wszystkich o swoich umiejętnościach. Gdzie indziej – w Mediolanie, Turynie, Monachium – znów pokaże, co naprawdę umie. Stawiam diamenty przeciwko orzechom.

One Response to Kamień szlachetny w złej oprawie

  1. Anonimowy says:

    chcesz zostać dziennikarzem sportowym? oferty pracy w redakcjach sportowych znajdziesz wkrótce tutaj: http://pracasport.pl/

Leave a Reply